sobota, 28 kwietnia 2012

Mesajah - Wrocław, Łykend, 27.04.2012


Relacja z wczorajszego Mesajaha, dostępna również na portalu >> Zakochany Wrocław :)) <<


Wczorajszy wieczór we wrocławskim Łykendzie był szczególnie ważny dla jednego z rodzimych artystów. Mesajah, zwany także Manolo, znany z grupy Natural Dread Killaz, po raz pierwszy zagrał koncert z materiałem ze swojej najnowszej płyty – Jestem stąd. Utwory z tego krążka na żywo zaprezentował z zespołem w nowym składzie.
Koncert Mesajaha poprzedził prawie godzinny występ supportu. Niestety, nikt dwójki rozgrzewających publiczność panów wcześniej nie zapowiedział, więc dla części był to występ duetu anonimów. Równo o 21 na scenie zameldowała się gwiazda wieczoru (z licznym zespołem). Na dobry początek usłyszeliśmy trzy kawałki jeden za drugim: Życie w mieście oraz Wojny pokazały, jak będzie wyglądał ten koncert: energia, żywioł i… goście. Na swój premierowy wieczór Mesajah zaprosił bowiem wielu wykonawców, z którymi nagrał piosenki na nowym albumie. I tak wspomnianeWojny Manolo wykonał z chłopakami z Natural Dread Killaz, paXonem (prywatnie swoim bratem) oraz Yanazem. Każdy kto był na koncercie NDK, wie, że owa trójka razem to istna energetyczna bomba. Także w Łykendzie odśpiewany przez nich wspólnie kawałek znakomicie nakręcił ludzi do dalszej dobrej zabawy.
Oprócz utworów z nowej płyty, takich jak: Do rana, Jestem Stąd, Szukając szczęścia czy singlowy Ogień, Mesajah zaprezentował materiał ze swojego poprzedniego krążka (System, Ładna i cfana). W dwóch piosenkach Mesajah zamienił się miejscami z klawiszowcami, którzy pokazali na scenie próbkę swoich twórczych i wokalnych umiejętności. Nie zabrakło także sztandarowych piosenek Natural Dread Killaz – Good sensi oraz Budzisz się rano razem z wokalistą śpiewał cały Łykend. Bardzo fajnie z tym, co się działo na scenie, współgrały „różyczki”, czyli damski duet na chórkach.
Podsumowując: wczorajszy koncert należy zaliczyć do udanych; szczelnie wypełniająca Łykend widownia wychodziła zadowolona. Szkoda tylko, że artysta, w którym drzemią ogromne pokłady pozytywnej energii, nie mógł rozkręcić się na maksa. Mało przestrzeni  na scenie i w klubie tworzyło nieco klaustrofobiczną atmosferę, a do tego po około trzydziestu minutach zrobiło się strasznie duszno, pot kapał niemalże z sufitu. Takie koncerty, kiedy i publiczność, i artyści na scenie chcą i umieją zaszaleć, zdecydowanie powinny odbywać się w nieco większych miejscach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz