niedziela, 18 grudnia 2011

Głos jakby zza grobu... Cree - Niebo, Wrocław. 7.12.2011

Od zawsze jakoś nie lubię chodzić na koncerty zespołów, których nie kojarzę  Nie wiem czego się spodziewać, a czasu często brak. Tym razem jednak dałem się namówić M. na wyjście mimo, że bohaterów wydarzenia nie znałem wcale. Akuratnie miałem chwilę wolnego w środowy wieczór, a w tenże właśnie dzień, na scenie w wrocławskiego pubu Niebo zaprezentować miał się zespół Sebastiana Riedela (tak, syn Ryśka Riedela), CREE. I w tym miejscu pojawia się problem, jak ugryźć relację z koncertu zespołu, którego się kompletnie nie zna? Będzie więc krótko.
Jak się miałem okazję naocznie i nausznie przekonać, chłopaki z Cree z synem legendy polskiej muzyki na czele grają podobnie jak Dżem. Nie identycznie, ale podobnie. Kawałki są chwytliwe, wpadają w ucho i generalnie bardzo przyjemnie się ich słucha. Publika była zdecydowanie lepiej przygotowana do koncertu, bo w większości znali teksty. Ja ze względu na moje braki, skupiłem na sferze czysto instrumentalnej.  I tutaj całe Niebo przeżyło totalny gitarowy odjazd.  Nie wiem, czy tak jest w zamierzeniu, ale większość utworów wydawała się być znacznie przedłużona, gdzie chłopaki dawali upust swoim muzycznym umiejętnościom. Gitary hulały aż miło i nikt się nie nudził. Po każdym skończonym kawałku chciało się krzyczeć: „Więcej! Więcej!”.
Najlepiej w pamięć zapadła mi jednak końcówka koncertu. Sebastian, syn Ryszarda, ma niemal identyczny głos jak ojciec. Więc kiedy Cree zaczęli grać utwory Dżemu, wtedy Niebo trafiło dosłownie do Niebia. Jeśli ktoś nie miał nigdy okazji posłuchać Ryśka na żywo, to tutaj miał okazję poczuć się niemal jak na koncercie Dżemu i przekonać się na własnej skórze jak wielką energię przekazywał wszystkim Rysiek śpiewając. Apogeum nastąpiło przy „Whisky”, które było już kolejnym bisem, a które cała zgromadzona publiczność solidarnie odśpiewała razem z Sebastianem.  Muszę przyznać, że autentycznie się wzruszyłem…
                I na tym zakończę, a M. jestem wdzięczny, że mogłem poznać bardzo fajny zespół, oraz poniekąd usłyszeć głos zza grobu.

p.s.  jakby ktoś chciał się dowiedzieć nieco więcej o zespole Cree, to zapraszam tutaj: http://www.cree.pl/

niedziela, 4 grudnia 2011

Buldog - koncert - 02.12.2011 Łykend, Wrocław

Buldog - wiele by można napisać o tym zespole, który jak do tej pory ma za sobą dość zawiłą historię. Przede wszystkim maja za sobą kilka przetasowań w składzie. Najpoważniejszą jak do tej pory, była zmiana wokalisty w 2009 roku. Kazika Staszewskiego zastąpił Tomek Kłaptocz, były wokalista grupy Akurat. I dlatego też, stałem się fanem Buldoga, bo do wokalu Tomka, to ja mam po prostu słabość. Natomiast tych, którzy Buldoga nie znają, odsyłam do ichniej strony, http://www.buldog.pl/, jest tam wszystko to, co najważniejsze.

Na Buldogowym koncercie w nowym składzie byłem teraz po raz drugi. Pierwszy raz, chłopaki grali u nas niemal dokładnie rok temu, 17 listopada 2010, jednakże tamto wydarzenie pozostawmy bez komentarza. Zespół dał wówczas radę bardzo, za to publiczność nie dopisała. I mi osobiście było za to wstyd.... ale przejdźmy do sedna.

Oczekiwanie. 
Chłopaki z Buldoga bardzo fajnie przygotowują publiczność do swojego występu. Scena zaciemniona, w tle leci spokojna muza, więc można się w spokoju i napić piwa i porozmawiać. A że była ze mną P. ze swoim P. to oczekiwanie na zespół zleciało szybko :) standardowo, znana polska obsuwa, jakieś 15 minut, które w opisanych wcześniej realiach wcale a wcale się nie dłużyło :) No i oczywiście nie mogę zapomnieć o publiczności. Wielki, pozytywny zaskok, ludzi przyszło dużo. Może nie było ścisku, ale w porównaniu z zeszłym rokiem był tłok. W końcu :)

Koncert 
Buldog daje przeważnie długie koncerty, tak też było tym razem. Chłopaki zagrali 26 piosenek + 3 na bis. W sumie 29 utworów. No i w tym momencie mamy problem, bo nie udało mi się zdobyć setlisty, a mam problem z zapamiętywaniem co na koncertach po kolei szło :) Koncert promował nową płytę Buldoga - "Laudatores Tempores Acti" i tutaj mamy pierwszą niespodziankę dzisiejszego wieczora. Zespół zagrał CAŁY nowy materiał, co nie zdarza się często :) Utwory z "LTA" przeplatały się z utworami z poprzedniej płyty "Chrystus Miasta". Mieliśmy więc "Nędzę", "Do generałów", "XI", "Ty" i kilka innych. Miał być również "Ostry erotyk", ale coś panom nie stykało i ostatecznie tego nie zagrali. A szkoda, bo dobre jest , najbardziej żałowała tego P. :)) Pojawiły się również kawałki z pierwszego, Kazikowego albumu Buldoga: "Elita" oraz "Będziesz z nami" (co również było miłą niespodzianką).

Na bis dostaliśmy "Do prostego człowieka", które wszyscy znają zapewne z czasów Tomka w Akuracie, do tego wspomniana "Elita" oraz, uwaga,  "Guns of Brixton" :) Na ten ostatni utwór choruję bardzo, absolutne mistrzostwo świata w moich oczach, więc radość z możliwości usłyszenia tego na żywo była wielka :) Jak już teraz wiem, Buldog zawsze kończy tym swoje koncerty.

 Zachęceni wysoką frekwencją muzycy zaprezentowali się wzorowo (z wyjątkiem na ten nieszczęsny "Erotyk"). Muzycznie grało wszystko, akustyk z oświetleniowcem wykonali kawał dobrej roboty, by wszystko wyglądało i grało cacy. No może światełka czasami za bardzo dawały po oczach, ale to malutki minus.
Widać było, że chłopakom chciało się grać. Tomek Kłaptocz zaś jak zwykle był w wysokiej formie wokalnej. Śpiewanie tego wieczora ewidentnie sprawiało mu radość, bo i uśmiechnięty był cały czas jak i szalał na scenie. Publika ten entuzjazm z miejsca podchwyciła i z każdą minutą koncertu tłum pod sceną gęstniał :):)

After
Z duetem P.P. stwierdziliśmy, że nie ma się co śpieszyć, więc sobie posiedzieliśmy na spokojnie przy piwku kilkanaście minut, aż się większość z klubu ewakuuje. Ten czas P. wykorzystała na zebranie podpisów na świeżo nabytej płycie, a mi się udało zamienić kilka słów z Tomkiem Kłaptoczem. Do jego postaci na tym blogu, na pewno jeszcze wrócę :)

To by było na tyle. Pierwsze koty za płoty :) zapraszam do komentowania, śledzenia itp. bo będzie się tutaj działo coraz więcej :)

Grzegorz K.

p.s. A w przyszłym tygodniu zmierzę się z nową płytą KNŻ-tu. Zapraszam już teraz :)

sobota, 3 grudnia 2011

Czas start

 Dobry wieczór, będę tutaj pisać o muzyce...

 Tak sobie zacznę, o! Nigdy nie byłem dobry w przedstawianiu się, mówieniu o sobie i tym podobne. Więc niech będzie tak, jak wyżej :) Nie napiszę też tutaj wiele o sobie, poza tym, że mam na imię Grzegorz. Resztę znajdziecie państwo nieco później, w przedziałce "O mnie" :) Przejdźmy od razu do sedna.

 O czym będzie Blog ? Tak jak stoi wyżej, o muzyce. Ale nie oszukujmy się, będzie o muzyce, która przede wszystkim interesuje mnie :) próżno tu będzie szukać wynurzeń Feela czy innych pseudo-grajków, którzy jakimś cudem dostali swoje 5 minut dzięki programom wokalno-talentowym :)

 Nie wyobrażam sobie dnia bez muzyki, czy to w pracy czy też w czasie wolnym. Zawsze coś mi tam z tyłu musi grać. Będę przedstawiał państwu mniej znanych wykonawców, będę "puszczał" również tych znanych. Muzyka zagraniczna przeplatać się będzie z muzyką Polską.  Znajdą się tutaj recenzje płyt, przeważnie nowych, ale sięgnę też nieco po "starocie". Z racji tego, że bywam na wielu koncertach, znajdą się tutaj również i relacje z tychże. A na deser, jak wszystko dobrze się ułoży, być może i pojawią się wywiady z niektórymi personami obecnymi na polskiej scenie muzycznej :)

 Wygląd Bloga na razie nie powala na kolana, ale też nie od razu Wrocław zbudowano :):) postaram się na bieżąco ogarniać jakoś to wszystko, by wyglądało to co coraz lepiej :)

pozdrawiam i zapraszam do śledzenia

Grzegorz K.