Bardzo rzadko zdarza się, by w klubie na koncercie był
nadkomplet publiczności. Równie nieczęsto przytrafiają się takie, kiedy nikt
nie chce wyjść z sali do toalety, by nie przegapić ani jednego utworu. W środę,
23 maja, we wrocławskim klubie Eter zagrał Marcus Fureder, powszechnie znany
jako Parov Stelar. Ze swojej rodzinnej Austrii przyjechał wraz z zespołem, by
dać mocarny występ, którego nikt z uczestniczących bardzo długo nie zapomni.
Muzyka Marcusa Furedera jest ciężka do określenia gatunkowo,
bowiem łączy on wiele styli muzycznych w niepowtarzalną całość. Jest tu
oczywiście electro, ale przeplata się z jazzem, breakbitem czy rozwiązaniami muzycznymi
rodem z lat 20. i 30. poprzedniego stulecia. Wszystko to tworzy mieszankę
wybuchową, a raz zasłyszane kawałki długo pozostają w głowie. Wszystko to bardzo dobrze brzmi już na
płycie, ale pełnej mocy jego muzyka nabiera dopiero podczas występów na żywo.
Tak właściwie to bardzo ciężko jest zrelacjonować środowy koncert
Parov Stelar Band, gdyż słabych punktów ten wieczór po prostu nie miał. Od
początku do końca pełen profesjonalizm i zaangażowanie zespołu na scenie, do
tego dochodził znakomity kontakt z publicznością, w tej kwestii szczególnie
wykazała się wokalistka - Cleo Panther. Oprawa koncertu stała na najwyższym
poziomie, wizualizacje na siatce za plecami muzyków tworzyły niepowtarzalny
klimat. Śmiało można powiedzieć, że do Eteru w małym nadkomplecie zawitała
publiczność międzynarodowa, na każdym kroku można było spotkać bowiem gości zza
granicy. Widownia również się popisała, nikogo nie trzeba było namawiać do
zabawy czy klaskania. Energia płynąca ze sceny pochłonęła wszystkich.
Z części typowo muzycznej, Marcus z zespołem zaprezentował
17 utworów, które były przeglądem jego twórczości z ostatnich kilku lat. Nie zabrakło takich kawałków jak Libella Swing (odegrana dwa razy, na
początku oraz na bis), Catgroove, Jimmy’s
Gang, La Fete, Matilda, Booty Swing czy
też hipnotyczne Homesick. Podkreślić
muszę, że cała setlista pozbawiona była utworów słabych, a wszystko było
odegrane tak, że żal było wychodzić choćby na moment z sali czy stanąć w
kolejce po piwo. Czasem miało się wrażenie, że między utworami nie ma żadnych
przerw, co sprawiało wrażenie jednej wielkiej jamm session.
Śmiało mogę powiedzieć, że tym występem Parov Stelar
zamieścił koncertową poprzeczkę we Wrocławiu bardzo wysoko. Niezwykle ciężko
jakiemukolwiek artyście będzie pobić to, co wydarzyło się w środowy wieczór w
Eterze. Bez wątpienia był to koncert roku 2012 we Wrocławiu. Lepszego już raczej
nie będzie. Wyśmienita muzyka, energia,
radość, euforia, spontaniczna i żywiołowa publiczność, czyli przepis na koncert
idealny. Brakuje mi słów, by oddać atmosferę jaką stworzył Parov Stelar Band. Tam
trzeba było po prostu być.
Małą, naprawdę tycią namiastką, nie oddającą w pełni tego co się działo, niech będzie poniższe
video. Lepszego niestety, nie ma.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz