sobota, 26 maja 2012

Parov Stelar Band, 23.05.2012, Wrocław, Eter.


Bardzo rzadko zdarza się, by w klubie na koncercie był nadkomplet publiczności. Równie nieczęsto przytrafiają się takie, kiedy nikt nie chce wyjść z sali do toalety, by nie przegapić ani jednego utworu. W środę, 23 maja, we wrocławskim klubie Eter zagrał Marcus Fureder, powszechnie znany jako Parov Stelar. Ze swojej rodzinnej Austrii przyjechał wraz z zespołem, by dać mocarny występ, którego nikt z uczestniczących bardzo długo nie zapomni.

Muzyka Marcusa Furedera jest ciężka do określenia gatunkowo, bowiem łączy on wiele styli muzycznych w niepowtarzalną całość. Jest tu oczywiście electro, ale przeplata się z jazzem, breakbitem czy rozwiązaniami muzycznymi rodem z lat 20. i 30. poprzedniego stulecia. Wszystko to tworzy mieszankę wybuchową, a raz zasłyszane kawałki długo pozostają w głowie.  Wszystko to bardzo dobrze brzmi już na płycie, ale pełnej mocy jego muzyka nabiera dopiero podczas występów na żywo.

Tak właściwie to bardzo ciężko jest zrelacjonować środowy koncert Parov Stelar Band, gdyż słabych punktów ten wieczór po prostu nie miał. Od początku do końca pełen profesjonalizm i zaangażowanie zespołu na scenie, do tego dochodził znakomity kontakt z publicznością, w tej kwestii szczególnie wykazała się wokalistka - Cleo Panther. Oprawa koncertu stała na najwyższym poziomie, wizualizacje na siatce za plecami muzyków tworzyły niepowtarzalny klimat. Śmiało można powiedzieć, że do Eteru w małym nadkomplecie zawitała publiczność międzynarodowa, na każdym kroku można było spotkać bowiem gości zza granicy. Widownia również się popisała, nikogo nie trzeba było namawiać do zabawy czy klaskania. Energia płynąca ze sceny pochłonęła wszystkich.

Z części typowo muzycznej, Marcus z zespołem zaprezentował 17 utworów, które były przeglądem jego twórczości z ostatnich kilku lat. Nie zabrakło takich kawałków jak Libella Swing (odegrana dwa razy, na początku oraz na bis), Catgroove, Jimmy’s Gang, La Fete, Matilda, Booty Swing czy też hipnotyczne Homesick. Podkreślić muszę, że cała setlista pozbawiona była utworów słabych, a wszystko było odegrane tak, że żal było wychodzić choćby na moment z sali czy stanąć w kolejce po piwo. Czasem miało się wrażenie, że między utworami nie ma żadnych przerw, co sprawiało wrażenie jednej wielkiej jamm session.

Śmiało mogę powiedzieć, że tym występem Parov Stelar zamieścił koncertową poprzeczkę we Wrocławiu bardzo wysoko. Niezwykle ciężko jakiemukolwiek artyście będzie pobić to, co wydarzyło się w środowy wieczór w Eterze. Bez wątpienia był to koncert roku 2012 we Wrocławiu. Lepszego już raczej nie będzie. Wyśmienita  muzyka, energia, radość, euforia, spontaniczna i żywiołowa publiczność, czyli przepis na koncert idealny. Brakuje mi słów, by oddać atmosferę jaką stworzył Parov Stelar Band. Tam trzeba było po prostu być.

Małą, naprawdę tycią namiastką, nie oddającą w pełni  tego co się działo, niech będzie poniższe video. Lepszego niestety, nie ma.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz