wtorek, 17 kwietnia 2012

Maleńczuk i Psychodancing, Wrocław, Eter, 16.04.2012

Kolejna mała przed-premiera. Relacja z koncertu Maćka Maleńczuka z wrocławskiego Eteru, z dnia wczorajszego (16.04). Tekst na surowo, bez przypraw :) Za niedługo pojawi się jak zawsze na Zakochanym Wrocławiu. Zapraszam!

Psychotaniec Maleńczuka


Do tej pory uważałem, że koncerty w poniedziałki są pomysłem nietrafionym.  Jest to bowiem specyficzny dzień, kiedy trzeba wrócić do rzeczywistości po leniwym weekendzie, więc nastrój wcale imprezowy nie jest.  W poniedziałek we wrocławskim Eterze postanowił zagrać muzyk, którego chyba nikomu nie trzeba przedstawiać - Maciej Maleńczuk wraz  z zespołem Psychodancing.

Mimo niesprzyjających warunków atmosferyczno-terminowych w klubie na Kazimierza Wielkiego próżno było szukać wolnych miejsc siedzących na balkonie czy na parkiecie pod sceną. Wrocławska publiczność w różnym wieku, od młodych po także seniorów, stanęła na wysokości zadania. I chyba nie ma osoby, która żałowałaby tego koncertu.

Maleńczuk i zespół na scenie zameldowali się ledwie kilka chwil po godzinie 20stej, nie zmuszając nikogo do zbyt długiego czekania. Już pierwsza piosenka, Duet, zapowiedziała,  że będzie to koncert dobry, a humory dopisywały wszystkim  muzykom od samego początku.  W czasie swojego długiego, bo aż dwugodzinnego koncertu Maleńczuk zaprezentował piosenki, które nagrał w trakcie swojej całej kariery. Nie zabrakło Nigdy Więcej z repertuaru Pudelsów czy utworów z projektu „Wysocki Maleńczuka”. Był też Waglewski i piosenka Niech żyje wojna.  Nie mogło zabraknąć Yugopolis i  Ostatniej nocki, którą to z gwiazdą wieczoru odśpiewał cały Eter. Nie zabrakło też oczywiście piosenek z płyt wydanych pod szyldem Psychodancing.  Wspomniane Duety, Jak to dziewczyna, Barman, Andromantyzm czy Wakacje z blondynką to sztandarowe numery grane na koncertach.  

Muzyka spod szyldu Maleńczuk i Psychodancing łatwo wpada w ucho i nie sposób się przy niej nie bawić, a wspomniany dobry humor muzycy z powodzeniem przelewali na publiczność. Dawno nie widziałem, by ktoś tak sprawnie bawił się muzyką i instrumentami.  Muzycy doskonale się na scenie rozumieli, a interakcja z widzami w ich wykonaniu to mistrzostwo. Było trochę powagi, nie zabrakło elementu kabaretu, kiedy to nieco z przymrużeniem oka zagrali „element jazzowy”. Brylował oczywiście Maleńczuk, którego różne anegdoty i zapowiedzi piosenek rozbawiały wszystkich do łez.  

Apogeum nastąpiło na samym końcu, kiedy to z głośników zabrzmiało Medley czyli wiązanka najpiękniejszych melodii. 10 minut splecionych ze sobą hitów nad hity młodości naszych rodziców, m.in. Hafanana, L’Italiano, Stayin Alive, Ramaya czy Diana, sprawiło, że w Eterze nawet najbardziej oporni bawili się w najlepsze. Podkreślić muszę na koniec, że cały koncert był bardzo dobrze oświetlony. Różnorodność barw bijących ze sceny niczym na karnawale w Rio znakomicie wpasowywała się w cały koncert tworząc świetne widowisko.

Maleńczuk wraz z zespołem udowodnił mi i pewnie niejednej osobie, że poniedziałki na koncerty wcale nie są takie złe i że jest to bardzo dobra metoda na poradzenie sobie z tym ciężkim dniem. Znakomity występ z pewnością nie jedną osobę dobrze nastroił na nadchodzący tydzień. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz