piątek, 17 lutego 2012

Hey - 12.02.2012 - Eter, Wrocław

Relacja również tutaj, na Zakochanym Wrocławiu: >> KLIK << :))
Niewiele jest w Polsce  zespołów, które potrafią wyprzedać niemal każdy koncert do ostatniego biletu. Muzycy z grupy Hey nie mają z tym jednak żadnego problemu. W zeszłą niedzielę, 12 lutego, wrocławski klub Eter również wypełnił się po brzegi, a zgromadzona publiczność miała okazję uczestniczyć w magicznym wydarzeniu.
Zanim jednak na scenę klubu weszła Kasia Nosowska z całą resztą, przez około 50 minut publiczność rozgrzewał zespół Tides From NebulaStyl tej warszawskiej grupy nazywany jest post-rockiem, a ich utwory charakteryzują się tym, że są stosunkowo długie. Oprócz tego, żaden z chłopaków nie śpiewa, ich muzyka pozbawiona jest wokalu.  Pomimo to profesjonalizm, zgranie i werwa, z jaką grają, budzą podziw. Z pewnością umiejętnością gry na instrumentach zawstydzili już niejednego muzyka. Swoją drogą, powoli chyba staje się małą tradycją w naszym mieście, że zespoły odwiedzające Wrocław poprzedzają występy bandów, w których nikt nie śpiewa.
Równo o godzinie 20 nadszedł długo wyczekiwany moment. Muzycy zajęli swoje miejsca i zaintonowali Fate. Jako ostatnia pojawiła się Kasia Nosowska, która tradycyjnie stanęła nieśmiało na środku…  i w tym miejscu pozostała niemal do samego końca. Ta nieśmiałość wokalistki na estradzie to zresztą jest jej znak rozpoznawczy. Nie przeszkadza Jej to jednak w niczym, a widzów, zamiast zniechęcać, dodatkowo urzeka.
Już po pierwszym utworze wiadomo było, że będzie to koncert inny niż poprzednie, które promowały ostatni album Heya. I tak podczas półtoragodzinnego występu muzycy zagrali między innymi: Umieraj stąd, Sic!, Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!, Mimo wszystko, Luli Lali, znakomity Z rejestru strasznych snów czy też Zazdrość Teksański (w starej aranżacji!). Na bis usłyszeliśmy Cisza, ja i czas, a także Nadzieję, którą wraz z Kasią odśpiewał niemal cały Eter.
Takim zestawem piosenek nikt nie mógł być zawiedziony. Hey zagrał przekrojowo, pojawiły się utwory zarówno z czasów początku zespołu, jak i ostatnie nowości. Jeśli na sali znalazł się ktoś, kto przypadkiem nie znał ich twórczości, to nie mógł trafić lepiej. Do tego oprócz znakomitej muzyki koncert był także świetnie oświetlony. Widać, że człowiek, który zajmuje się światłami na występach Heya, zna się na rzeczy. Każda piosenka to inny zestaw barw, które idealnie oddawały nastrój bijący z muzyki.
Niestety, klub Eter ma jedną poważną wadę. Mianowicie koncert w tym miejscu jest dobrze słyszalny jedynie na parkiecie pod sceną i pierwszych rzędach na balkonie. Jeżeli ktoś stał nieco bardziej z boku, z tyłu czy pod galerią, mógł mieć problemy z odróżnieniem słów wyśpiewywanych i mówionych przez Kasię ze sceny. Na plus należy zaliczyć ochronę. Panowie nie dość że spisywali się dzielnie pod barierkami, to sami zachęcali publiczność do zabawy. Nie umknęło to uwadze Kasi Nosowskiej, która długo jeszcze była pod ich wrażeniem i nie szczędziła chłopakom ciepłych słow.
Pomimo niedogodności z nagłośnieniem w  klubie, tego koncertu nie da się podsumować innym słowem, niż: genialny. Zdaje się, że Hey im jest starszy, tym lepszy. A nam nie pozostaje nic innego, jak oczekiwać na kolejne odwiedziny Kasi i kolegów we Wrocławiu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz